profile pic for  Damian Maliszewski (@damianmaliszewski

Damian Maliszewski (@damianmaliszewski)

885 posts - 22k followers - 839 following

Musician. Journalist. Aquarist. Nature lover. Amateur gardener | Contributor to @gazeta_wyborcza | Works at @dziendobrytvn @warnerbros @discovery

Damian Maliszewski - @damianmaliszewski media

Dziś swoje 20. urodziny obchodzi program Dzień dobry TVN. Przez tych 20 lat wiele razy zdarzyło mi się rozbudzać, szykować do pracy czy jeść przy Dzień dobry, choć telewizję oglądam niezwykle rzadko. Po programie rozmawiałem z Olą, wieloletnią wydawczynią programu, i oboje stwierdziliśmy, że to zaszczyt przygotować odcinek na jego 20-lecie. Że to w archiwach i naszej pamięci zostanie na długo. Od rana było sporo powodów do uśmiechu: 20 lat programu, 20 lat od premiery piosenki „Ważne” @jacek_mezo_mejer i @kasiawilkcom Piosenki, której tekst nabrał nowego znaczenia i jest mi ostatnio całkiem bliski. Poza tym nie wiedziałem, że Mezo jest tak miłym facetem, bo Kasia to wiadomo! Było to też moje pierwsze wydanie z profesorami Dorotą Wellman i @_marcinprokop_ , bo dotąd jakoś się mijaliśmy. Ileż ciepła od Doroty otrzymałem! Wyszedłem ze studia onieśmielony, zbudowany i wzruszony. @bartekboratyn przygotował piękny i pyszny tort, nad którym spędził trzy dni. Podziwiam. Żaneta Rosińska częstowała nim przechodniów pod studiem. Chętnych nie brakowało. @piotr__kucharski , profesor nauk kulinarnych (już zawsze będę go tak tytułował), jak zwykle przygotował potrawy powodujące orgazm podniebienia. Jaką pastę jajeczną zrobił! A jakie pomidory z farszem! Boże. Byłbym zapomniał — rano ze słodkościami przyjechała do studia Dorota, nasza szefowa i trochę taka młoda mama. Kilka tygodni temu przyszła do mnie myśl odkrywcza. Przebodźcowany zewsząd wylewającym się złem, uzmysłowiłem sobie, że w DDTVN nie katujemy ludzi tragediami, przemocą i drastycznymi treściami. Że dajemy oddech, przestrzeń i uśmiech. Oczywiście bywa poważnie, bywa wzruszająco, czasami bardzo lifestylowo, ale jesteśmy jak równoległa rzeczywistość. A czasy są takie, że takich rzeczywistości potrzeba. Zawsze będę polecał wszystkim bardziej obcowanie z naturą niż oglądanie telewizji czy siedzenie w telefonach, ale jeśli już oglądamy, warto wybierać treści nieagresywne, przydatne, miłe i niegłupie. Dlatego jestem w bardzo urodzinowym nastroju. Przeogromnie się cieszę, że pracuję z tymi wspaniałymi ludźmi, i życzę programowi kolejnych 20 lat. Widzom i gościom z całego (kontynuacja tekstu w komentarzu)

Damian Maliszewski - @damianmaliszewski media

Nie mogę przestać myśleć o 12-letnim Antku z Małopolski. Wczoraj odbył się jego pogrzeb. Popełnił samobójstwo, ponieważ nie udźwignął hejtu ze strony rówieśników. 12 lat… Nie znam szczegółów historii, ale jak pisze @niehejtujemotywuje gnębiono go, bo nie miał markowych ciuchów i bo mama Antka nie pochodzi z Polski. Antek był Polakiem. Pogrzebałem w sieci, rzeczywiście znalazłem wpis na stronie jednej z parafii, że wczoraj odbył się pogrzeb 12-letniego Antka. Pewnie nie tylko ja mam poczucie, że to już granica, że dość, że zbyt wiele. Trwa wiele wojen. Jedną z nich jest wojna z hejtem i ze smutkiem stwierdzam, że ją przegrywamy. Przegrywamy, bo ludzie decyzyjni mają w czterech literach skutki działalności hejterów. W zasadzie politykom portalom, żółć w internecie jest na rękę, bo generuje ruch. Skończy się prawdopodobnie protestami, bo ileż można czekać na zmiany w prawie? Od lat twierdzę, że żeby móc korzystać z mediów społecznościowych i komentować gdziekolwiek (może poza portalami medycznymi, psychologicznymi), należałoby się zarejestrować tak jak na stronach rządowych. Dowód osobisty, weryfikacja przez uprawnioną instytucję i poważne kary za szerzenie nienawiści, groźby. Bezkarność hejterów poraża. Portale społecznościowe nie kasują zgłaszanych i nawołujących do przemocy komentarzy. Ostatnio ktoś napisał pod moim postem, że Ukraińców należy wystrzelać. Komentarz zgłosiłem. Otrzymałem z Mety odpowiedź: „Nie narusza standardów społeczności”. Takie są właśnie standardy. A kto hejtuje? Ludzie mali i nieszczęśliwi. Tutaj dzieci zabiły dziecko. Nie jest odkryciem Ameryki, że to z domu wynosimy wartości. Tym, którzy doprowadzili 12-latka do ostateczności, dałbym lekcję życia do odrobienia w postaci wizyty w prosektorium albo towarzyszenia przy sekcji zwłok. Tak, żeby do końca swoich dni zapamiętali, jakiej zbrodni dokonali słowem. Bo oczywiście można mówić, że to tylko dzieci, ale te „tylko dzieci” rujnują życie całym rodzinom. Rodzice Antoniego już nigdy nie odzyskają spokoju. Nie wyobrażam sobie życia z taką dziurą. Wszystkie te kanały, w których jakiś pustostan pyta dzieciaki na ulicy: „Ile masz na sobie?”, (reszta tekstu w komentarzu)

Żal? Przebaczenie? Spotkanie po latach może dać nowy początek. Teraz rozmowa jest możliwa, sentyment w sercu pozostaje… ❤️ #przebaczenie #relacje #nowypoczątek #emocje #życie #sentencje #rozstania #uczucia

Poszedłem w kwietniu 2008 na Woronicza, żeby spotkać się z Panią Elżbietą Skrętkowską, ówczesną producentką „Szansy na Sukces”. Bardzo chciałem w „Szansie” wystąpić. Nie po to, żeby wygrać, ale żeby wyjść do ludzi po depresji i złamanym sercu. Pani Ela powiedziała: Staszek Soyka albo Ireneusz Dudek. – No to Soyka niech będzie – odpowiadam. Później przyszła pocztą płyta z piosenkami. Program nagrywaliśmy bodaj 16 kwietnia. Jednej piosenki nie umiałem i tę oczywiście wylosowałem. Gdy już wszyscy zaśpiewali, ktoś tam wygrał, właściwie już po wszystkim, Pan Stanisław z zespołem siedzieli jeszcze na słynnej kanapie. Podeszła do mnie Pani Ela i mówi: – A weź, Damian, wejdź na scenę, chciałabym, żebyś jeszcze raz zaśpiewał. Może trochę lepiej ci pójdzie. Na co ja, nie wiedząc, że mikrofon jest włączony: – Ale Pani Elu, tej piosenki nie da się lepiej zaśpiewać, bo jest beznadziejna! (powiedziałem o piosence „Absolutnie nic”) Pan Stanisław odwraca się w moją stronę i z uśmiechem grozi palcem 🙂 – Panie Stanisławie! Nie to miałem na myśli! 🙂 To było nasze pierwsze spotkanie. Ten palec wcale nie był groźny. Stanisław Soyka był wyjątkowo uroczym człowiekiem. Kochała go nie tylko publiczność, ale był uwielbiany w branży. Właśnie za ciepło, życzliwość, serdeczność. Kolejny raz spotkaliśmy się po 10 latach na Festiwalu w Opolu. Ostatnio – chyba ze dwa lata temu przeprowadzałem z Panem Stanisławem wywiad dla Fundacji Instytut Reportażu przy okazji kolejnego finału WOŚP. Rozmawiamy o piosence „Tolerancja” i mówi, że najważniejsza fraza tego utworu to: „Dlaczego nie mówimy o tym, co nas boli otwarcie?” I choć wiele dzieł Pan Stanisław stworzył, najbardziej zapamiętam tę właśnie frazę. Zawarta jest w niej kwintesencja wszystkich naszych problemów: rodzinnych, związkowych, społecznych. Nie potrafimy ze sobą rozmawiać, nie potrafimy mówić ani słuchać. Stanisław Soyka nie był z mojej muzycznej bajki, ale był artystą absolutnym. Miał coś, czego brakuje tak wielu wokalistom – charakterystyczną barwę i styl. Po pierwszej sekundzie wiadomo było, że to Soyka. Dziś, jeśli się dobrze nie wsłucham, nie wiem, czy śpiewa Sanah, czy inne młode (reszta tekstu w komentarzu)

Damian Maliszewski - @damianmaliszewski media

Spróbuję najdelikatniej jak potrafię, choć od soboty cisną mi się na usta najmocniejsze słowa. Po moim wpisie o Ukraińcach dowiedziałem się, że jestem ukraińskim ścierwem i banderowcem. Reszty cytował nie będę. Ech, niczego się nie nauczyliśmy. Internet dał ludziom małym i nieszczęśliwym poczucie bezkarności. W realu nie mieliby odwagi krzywdzić, w sieci czują, że mogą, bo są anonimowi. I zdecydowanie żyję w bańce, bo otaczam się ludźmi mądrymi i wrażliwymi. W moim życiu nie ma miejsca na faszyzm, na „wprawdzie nic do nich nie mam, ale…”. Oczywiście najbezpieczniej byłoby się szeroko uśmiechać i mówić, że jesteśmy narodem wspaniałym. Wizerunkowo wielu osobom publicznym się to opłaca, ale to nieprawda. Nie jesteśmy. Połowa z nas to agresywni, zakompleksieni, niezbyt mądrzy ludzie. Zawistni i żądni krwi. A! I wdzięczności spragnieni! Ależ kochamy, gdy ktoś jest nam wdzięczny. W komentarzach pod sobotnim wpisem wyszła z Polaków mentalność kibola. Jak mantra przewija się UPA i Bandera. Ci sami, którzy ględzą o banderowcach, heilują na stadionach i głosują na Konfederację. Marzy im się hitleryzm. Ale boli ich Bandera. Jedni (banderowcy) i drudzy (polscy pseudo patrioci) powinni być wyrugowani z życia społecznego. Skoro tak ważny jest argument Bandery, przypomnę daty: 1. Jedwabne (10 lipca 1941) – Polacy spalili Żydów w stodole. Ofiary: ok. 340 osób. 2. Wąsosz (lipiec 1941) – pogrom Żydów. Ofiary: ok. 150 osób. 3. Radziłów (7 lipca 1941) – spalenie Żydów w stodole, mordy na ulicach. Ofiary: ok. 800 osób. 4. Szczuczyn (27 czerwca i 28 sierpnia 1941) – dwa pogromy. Ofiary: 300–400 osób. Mam wymieniać dalej? Polscy pseudo patrioci, kiedy przeprosicie za te zbrodnie? Jedna z pań napisała: Pomogłam, dałam mieszkanie i samochód, a teraz nie składają życzeń. Gdy pytam, czy pomagała dla życzeń, odpisała: Oczekuję wdzięczności! Odpisałem, że z kimś, kto w nieskończoność oczekuje wdzięczności i nie wystarczy mu jedno dziękuję, zerwałbym kontakt od razu. Unikam toksycznych zachowań. Jest w nas potrzeba poniżenia drugiego. Jak Ukrainiec, to nie może mieć lepszego stanowiska. Nie może samochodu, wakacji, dobrego ubrania, bo (kontynuacja tekstu w komentarzu)

Damian Maliszewski - @damianmaliszewski media

Z dziada pradziada jestem Polakiem. Dimka, jeden z moich najbliższych przyjaciół, jest Ukraińcem. Nigdy mnie nie zawiódł, a przyjaźnimy się już chyba z siedem lat. Mój były partner jest Ukraińcem. Relacja nam się nie udała, ale dzwonimy do siebie z serdecznością i tęsknotą i wiem, że gdyby zaszła taka potrzeba, możemy na siebie liczyć. Higienistka, do której chodzę na higienizację jamy ustnej, jest Ukrainką. Wykonuje swoją pracę tak dokładnie, że od 2 lat nie chcę chodzić do nikogo innego. Pani Walentyna, która czasami pomaga mi w mieszkaniu, jest Ukrainką. Dokładna, szybka, uczciwa, profesjonalna. Jestem w sklepie, w urzędzie, idę chodnikiem – wszędzie słyszę polszczyznę z akcentem wschodnim albo po prostu język ukraiński. Dlaczego? Bo w Polsce żyje kilka narodów, w tym w przeważającej większości dwa: Polacy i Ukraińcy. Tak chciała historia. I od ponad trzech lat Polska nie jest bardziej „nasza”, a mniej „ich”. Jest wspólna. Mają do niej takie same prawa. Zresztą nigdy już nie będzie taka jak jeszcze pięć lat temu. Tak, jak Dublin nie będzie tylko irlandzki, bo jest irlandzko-polski, czy południe Hiszpanii tylko hiszpańskie, bo Polacy emigrują tam masowo. Ukraińcy, czy nam się to podoba, czy nie, są już u siebie. Niektórzy mieszkają tu dziesięć lat, inni trzy. Ale pracują, zarabiają, płacą podatki, żyją, wiążą się z Polakami, rodzą tu dzieci z polskim obywatelstwem. Większość z nich legalizuje w Polsce stały pobyt. Cała ta niechęć do Ukraińców nie wynika przecież z faktu, że zrobili coś złego Polakom. Powody niechęci, jakie ciągle słyszę, są takie: – Rozpanoszyli się. Są wszędzie. – Czują się jak u siebie. – Rozmawiają po ukraińsku. Co za bezczelność! – Wyjeżdżają na wakacje, chodzą do restauracji. No jeszcze tego brakowało. Nie słyszałem innych, racjonalnych argumentów. Te niestety mówią wiele o nas, Polakach, nie o Ukraińcach. Czy widziałem pijanego Ukraińca? Tak. Ale więcej widzę pijanych Polaków. Czy wkurzył mnie kiedyś ktoś, kto głośno rozmawiał przez telefon po ukraińsku w komunikacji miejskiej? Tak. Ale częściej słyszę głośno rozmawiających Polaków. Również uważam, że to nieeleganckie. Czy znam kogoś pochodzenia (reszta tekstu w komentarzu)

Chłopak przyszedł na spotkanie z kwiatami! To takie miłe, bo faceci rzadko dają kwiaty facetom. Dlaczego wstydzimy się obdarowywać kwiatami? Wielu z nas je uwielbia! #kwiaty #randka #mezczyzna #milosc #prezent #facet #relacje #inspiracja

Damian Maliszewski - @damianmaliszewski media

Nie wiem, czy wiecie, ale gdy miałem dziewiętnaście lat, pomagałem przyjaciółce Sylwanie w kwiaciarni. Moje bukiety szybko stały się hitem. Gęste, kolorowe, przerysowane. Pstrokate piórka, plastikowe perły, wszystko naraz. Dziś powiedziałbym: odpust. Wtedy ludzie przyjeżdżali po nie z innych dzielnic. Kwiaty są w moim życiu od zawsze. I nigdy się ich nie wstydziłem. Z Mariuszem mamy swoją małą tradycję – dawanie ich sobie bez okazji. W ramach przyjaźni. To dla nas tak naturalne, jak wspólna kawa. Nie znoszę natomiast otrzymywać od ludzi alkoholu. Wino, martini jeszcze rozumiem, jeśli pijemy je razem, ale wódka czy whisky – nigdy. Kilka lat temu spacerowałem wieczorem z Dimką, również moim przyjacielem. Obaj w nie najlepszych momentach życia. Przechodzimy obok Hali Mirowskiej, patrzę – tulipany – tanie, kupiłem dwa pęczki. Jeden dla mnie, drugi dla niego. Chciałem poprawić mu nastrój, ale Dimka się zmieszał. Może pomyślał, że za kwiatami kryje się coś więcej. A może zdziwiło go, że facet może wręczyć facetowi kwiaty. Nie ma przecież nigdzie zapisu, że nie może. Bukietu nie przyjął. Minęło trochę czasu i pamiętam, że sam mi jakieś kwiaty przyniósł :) Musiał coś w sobie przepracować. Przedwczoraj, jak wiecie, wystawiłem ogłoszenie, że oddam swoje marynarki. Te ważne – kobaltową z występu w Toronto, bordową z „Szansy na sukces” (uwierzycie, że ma 50 lat!? Otrzymałem ją 25 lat temu od znajomego), czerwoną, w której czułem się najlepiej i występowałem najczęściej. Wczoraj ktoś zaoferował mi za kobaltową niemałą kwotę, ale już wcześniej obiecałem Michałowi, który odpowiedział na ogłoszenie. I jakoś też czułem, że nie powinienem brać pieniędzy. Dziś się z Michałem spotkaliśmy. Na dzień dobry wręczył mi bukiet w ramach „dziękuję”. I tym bukietem zrobił mi dzień, bo jest cenniejszy od pieniędzy. No i idę przez miasto z kwiatami, uśmiecham się sam do siebie, ciągle ktoś mi się przygląda i z każdą napotkaną osobą zastanawiam się, która odgadła: Kwiaty dostał od mężczyzny. Jestem przekonany, że większość, o ile nie wszyscy myśleli: O, pewnie niesie dla dziewczyny:)

Damian Maliszewski - @damianmaliszewski media

Zacząłem kasować swoje polityczne wpisy. Nie z potrzeby estetyki, a z potrzeby spokoju. Niektóre kasowałem bez wahania, przy innych zatrzymywałem się dłużej. Bo złość też była kiedyś ważna. Teraz – nie jest już moja. Napisałem o swoim katharsis w relacji. Otrzymałem sporo wiadomości. Że ktoś też. Że coś pękło. Że ludzie przestali się mieścić w sobie. Myślę, że to nie tylko polityka. To smar, który wylewał się latami z telewizora, z portali, z rozmów. Oblepiał skórę i teraz nie chce zejść nawet po trzecim prysznicu. Moje katharsis to też żadna wielka fala, raczej kapanie. Trochę smutku, trochę ulgi, sporo wzruszeń. Nie wiem dokąd mnie to zaprowadzi. Wiem tylko, że z każdą uporządkowaną sprawą lżej oddycham. Jak już wcześniej pisałem, robię porządki w plikach, szafie, w relacjach. Nie oglądam wiadomości. Poukrywałem posty ludzi, którzy dzień w dzień wchodzili mi na ekran z pretensją albo agresją. Którzy jeszcze nie zrozumieli, że walka polityczna wyniszcza i będzie trwała wiecznie. Bo ten teatr nigdy się nie skończy. Wzajemna nienawiść jest częścią spektaklu. Bez niej nie ma polityków, dlatego w ich interesie jest wojna polsko-polska. Szkoda lat. I tak sporo ich straciłem. Jedna z czytelniczek napisała mi, że wstydzi się, że stworzyła sobie bańkę. Że się odcięła. Nie wiem dlaczego przyszedł jej do głowy wstyd. Bańka to żadna ucieczka. W obecnej sytuacji to całkiem bezpieczny schron, z którego właśnie mam zamiar skorzystać. @arkadius_official , mój przyjaciel, powiedział mi kiedyś: „Nie uratujesz całego świata. Możesz uratować tylko swój.” Kilka lat musiało upłynąć, zanim do mnie dotarło. I w zasadzie to chyba właśnie Arek przygotowywał mnie przez lata do odpuszczenia. Areczku, właśnie odpuszczam. Dziś odwiedził mnie Mariusz, przyniósł sekator elektryczny do krzewów, bo w ogrodzie też robię porządki, i mówi że On robi to samo. Że oczyszcza przestrzeń. Oddaje ubrania. Usuwa nadmiar. Nadmiar wszystkiego. Jakbyśmy wszyscy jednocześnie wyruszyli w podróż. Może ktoś tam „u góry” nacisnął przycisk „reset”. Albo po prostu organizmy włączyły tryb - przetrwanie. W każdym razie jestem bardzo ciekaw, dokąd nas ta podróż zaprowadzi.

Byliśmy z @szczygiel_mariusz na grobie Zofii Czerwińskiej. Dochodzimy do grobu, Mariusz liczy, ile Zosia miałaby teraz lat, a ja się zastanawiam, w jakiej byłaby formie. Obaj stwierdziliśmy, że pewnie miałaby problemy z chodzeniem, ale intelektualnie by nas zmiotła 🙂 Gdybyście mieli jakiś pomysł, co możemy tam posadzić (coś, co wytrzyma suszę i przetrwa zimę), podrzućcie proszę pomysły. Już dwa razy sadziłem róże, ale te trzeba regularnie podlewać, a ani ja, ani Mariusz nie możemy tak często jeździć na grób. Ponieważ w tym roku sporo pada, jedna róża przetrwała, niestety złapała chorobę grzybową. Doszliśmy do wniosku, że nie był to dobry pomysł, żeby robić pojemnik z ziemią. Za dużo kłopotu. Teraz jednak musztarda po obiedzie. Jest i trzeba w nim coś posadzić. Mariusz wymyślił turzycę morrową (trawa) bo kocha trawy. Ja kocham kwiaty, dlatego chciałem, żeby ta pnąca, różowa róża oplatała zdjęcie Zosi, natomiast teraz już sam nie wiem, czy coś z tego wyjdzie. Umówiłem się z nim, że zapytam Was, bo na pewno wpadniecie na lepszy pomysł. Jakoś nie widzę tam z tyłu trawy.... 🙂

Damian Maliszewski - @damianmaliszewski media

Wyłączyłem się ostatnio „politycznie”, bo – przyznam – mój wewnętrzny dysk twardy się zapełnił. Nie mam miejsca na więcej. Z każdej strony ktoś umiera, ktoś gwałci, ktoś kogoś poćwiartowuje, coś wybucha. Słowa, które kiedyś zatrzymywały oddech w piersi, dziś wciskają się między reklamę pasty do zębów a przepis na sałatkę jarzynową. W nagłówkach, które mają nas złapać jak rybę na haczyk – gwałt leży obok zupy z dyni. „Zabił” sąsiaduje z „zaskoczyła wszystkich swoją stylizacją”. I klikamy. Bezmyślnie. Z automatu. Bo już nawet nie wiemy, co nas porusza. Również to robię – z automatu właśnie – ale na szczęście zacząłem się na tym łapać i mocno czuję, że czas na zmiany. Nie mam też pretensji do świata. Trochę wołam o światło. Każde nieszczęście, którym nas codziennie karmią, mam wrażenie, zaraz wywoła u mnie wrzody żołądka. W czasie urlopu zacząłem robić porządki w swoich dyskach twardych (tych prawdziwych) i jest to niezwykle wzruszająca podróż przez całe moje życie. Wróciłem wspomnieniami do dawnych miłości, przyjaźni, podróży. Ba! Nawet po latach napisałem do niektórych osób. Do byłych partnerów, z którymi rozstaliśmy się w bólu, do przyjaciół, z którymi drogi nam się z jakiegoś powodu rozeszły. Po co? Mam wrażenie, że nasza cywilizacja powoli się kończy, więc chciałbym żyć w poczuciu, że myślę o ludziach dobrze i że oni nie myślą o mnie źle. To porządkowanie plików na dyskach jest też pewnie jakąś próbą uporządkowania tego, co we mnie i w mojej orbicie. A w niej nie ma już przestrzeni na wojny polsko-polskie, na pychę i kłamstwa polityków. Na teatr, który nam codziennie serwują. Na „my”, „oni”, „lepsi, gorsi”, „Polacy, nie-Polacy”. Na pseudodziennikarstwo i żenujące nagłówki artykułów. Dlatego póki co - myślę, zastanawiam się, szukam swojej drogi. Na pewno nie jest nią to, o czym napisałem wyżej. Podejrzewam, że nie tylko ja mam wszystkiego, co nam się każdego dnia „proponuje” - ekstremalnie dość. Świat nie jest taki zły. Komuś zależy na tym, żebyśmy codziennie chodzili struci – i trzeba się zacząć jakoś przed tym bronić.

Damian Maliszewski - @damianmaliszewski media

Pamiętacie Pana Tadeusza pseudonim „Zawisza”? Przypomnę Wam Jego historię. Dzwoni dzwonek do drzwi, otwieram. W drzwiach stoi starszy pan, podtrzymuje się dwiema laskami. - Dzień dobry, Tadeusz Ziółkowski. Proszę wybaczyć, ale mam już problemy z chodzeniem, wie pan, mam 96 lat. Zapraszam nieznajomego do środka. Siada na krześle, wyciąga z kieszeni 50 zł. Wtedy się orientuję, że to mój sąsiad, który mieszka w Anglii. Przyjechał do Polski na święta. Przyniósł składkę na ogródek, bo postanowiłem zrobić ogródek obok kamienicy i mailowo zaproponowałem sąsiadom składkę. Pana Tadeusza nigdy nie widziałem. Pytam, czy na pewno chce się dokładać, skoro i tak mieszka w Anglii? Mówi, że tak, bo ma nadzieję, że jak przyjedzie następnym razem, będzie mu miło móc patrzeć na kwiaty. Zaczynamy rozmawiać. Gdy pada zdanie: ”Jestem powstańcem warszawskim” już wiem, że rozmowa prędko się nie skończy. - „Miałem 12 lat gdy wybuchła wojna. W powstaniu walczyłem mając 17. Miałem pseudonim „Zawisza”. I tak się nam to Powstanie „udało”, że zostały zgliszcza. Tylu ludzi niepotrzebnie zginęło.” Gdy dzieli się wspomnieniami, płacze. Po chwili: - „Ale wie pan, wszystko, co było później, ta „Solidarność”, ta walka z komunizmem myśmy przecież to zapoczątkowali. Daliśmy przykład, że można przynajmniej próbować walczyć o wolność”. Pan Tadeusz zaznacza, że nie znosi patosu. Mówi, że przylatywał na wszystkie uroczystości związane z powstaniem, a raz nawet posadzili go w pierwszym rzędzie, ale że nie oczekuje splendoru. Trochę nawet dowcipkuje z tego całego nadęcia. Gdy pytam czy jest zadowolony z życia, zaczyna płakać. Mówi, że nie, bo całe życie tęskni za Ojczyzną, że walczył o Ojczyznę, ale ją stracił. Najpierw po powstaniu wywieziono go do obozu jenieckiego do Niemiec, później służył w II Korpusie Polskim PSZ we Włoszech. W końcu trafił do Anglii. Tam poszedł na studia, został inżynierem aeronautyki. Projektował katapulty w samolotach wojskowych. Zapytałem o Konfederację i Mentzena: - „Kto im dał prawo do powoływania się na nas. Uważam, że oszukują. Są uzurpatorami proszę pana. Myśmy w powstaniu tacy nie byli. Bliżej im do faszystów, niż do (reszta tekstu w komentarzu)